Powinienem się przyznać przed Wami do czegoś. Pewnie powiesz, że nic nie muszę – i będziesz miał rację. Dobrze jednak się stanie, jeśli tak właśnie zrobię. Będzie dobrze, jeśli Wam powiem, to, co powiedzieć zamierzam.
Naprawdę dużo czasu musiało upłynąć, zanim zdecydowałem się tę decyzję mimo wszystko podjąć. Długo broniłem się nie tylko przed wodzirejską robotą, ale także przed samą myślą, że mógłbym zacząć ją wykonywać. Broniłem się jak się potem okazało naprawdę skutecznie. Kilkakrotnie jeden z kolegów wysuwał pod moim adresem propozycję, bym został wodzirejem. Podobnie jak i ja wiedział, że mogę sobie w tej roli nie najgorzej radzić. Zaproszenia były oczywiście przyjemne. Mile przedstawiane i fajnie było być ich adresatem. Odczuwałem jednak przyjemność każdorazowo, gdy udzielałem odpowiedzi odmownej. Nie chciałem być wodzirejem. Czułem, że to banalne zajęcie. Czułem się powołany do rzeczy większych. Byłem muzykiem. Byłem muzykiem z zawodu , z wykształcenia. Był to zawód potwierdzony zarówno umiejętnościami, jak i papierem wystawionym przez Warszawską Akademię Muzyczną.
Granie na weselach jawiło mi się jako zajęcie mniej godne uznania, niż granie na ulicy. I choć na ulicy grywałem, to przed graniem na weselach zdecydowanie się broniłem. Nie zamierzałem tego robić i miałem nadzieję, że nigdy tego robił nie będę.
I stało się w pewnym momencie coś niesłychanego. W jednej chwili coś ważnego zrozumiałem. Olśniło mnie i zrozumiałem to, co było dotąd dla mnie niedostępne. Zaczęło się od konkretnej potrzeby. Organizowałem koncerty i potrzebowałem mieć dobry sprzęt nagłośnieniowy. Chciałem go sobie kupić, niemniej potrzeba było jakiegoś poważniejszego uzasadnienia, niż tylko te koncerty. Uzasadnienie zakupu sprzętu przyszło szybko – będzie to sprzęt również na wesela. Nie długo jednak trzeba było czekać, by uzasadnić i same wesela. Kurtyna opadła. Olśniło mnie. Coś niebywałego wdarło się w moją głowę. Zrozumiałem coś, czego wagi nie przeczuwałem i nie rozumiałem. To odkrycie runęło na mnie niczym lawina .
Podjąłem decyzję, że będę grał na weselach. Że zostanę wodzirejem i założę weselny zespół. I przestałem z tego powodu odczuwać wstyd. Przestałem się wstydzić. Moim oczom ukazała się waga i piękno tego świętowania jakim jest wesele. Tym sposobem jako muzyk trafiłem na wesela. Bez wstydu i zażenowania, z frajdą i satysfakcją – stałem się muzykiem weselnym. A stąd już bezpośrednia, bardzo prosta droga do bycia wodzirejem.